Pairing: Soan&Hitomi, w tle Ivy&Vivi. Sizna&Sono
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: obyczaj
Ostrzeżenia: alkohol, przemoc
Notka autorska: Przez weekend przeczytałam chyba za dużo fików i tak jakoś mnie to zainspirowało.Siedział przy stoliku i wpatrywał się w szklankę z drinkiem. Westchnął przeciągle i spojrzał na zegarek. Soana nie było od pół godziny. Hitomi wiedział, że perkusista pewnie znowu się z kimś zagadał, jak zwykle zresztą. Niby on sam też mógł poszukać jakiegoś rozmówcy, ale nie miał na to jakoś ochoty. Ostatnio naprawdę za dużo myślał o wszystkim. Czuł jakąś wewnętrzną pustkę.
Nagle poczuł znajomy, ostry zapach perfum. Ktoś przysiadł się do niego i w tym momencie uporczywie się w niego wpatrywał.
- Zamierzasz mnie ignorować, Hicchan? - zapytał w końcu jego towarzysz. - Dlaczego?
- Jesteś pijany - odparł Hitomi. - Mam ci przypomnieć, co się stało, gdy ostatni raz byliśmy sam na sam, gdy byłeś w tym stanie?
- Nie bądź głupi, Hicchan - stwierdził drugi mężczyzna, odwracając go do siebie. - Zawsze na wspólnych występach mnie unikasz jak ognia, gdy tylko zauważysz, że wypiłem przynajmniej kieliszek sake.
- Przypomnę ci, Kamijo - Hitomi strącił dłonie Kamijo ze swoich ramion. - Próbowałeś mnie wykorzystać. Z dwojga złego dobrze, że nie wybrałeś sobie kogoś innego, bo być może nie skończyło by się to dla niego niezbyt miłym wspomnieniem, a dla ciebie bólem krocza, w które cię kopnąłem. Lubię cię, ale po alkoholu się zupełnie zmieniasz, Kami.
- Oj Hicchan...
- Tego zdrobnienia też używasz tylko wtedy, gdy wypijesz - Hitomi wstał. - Idę poszukać Tomofumiego.
- O nie, mój słodki - Kamijo złapał go za nadgarstek i przyciągnął do siebie. - Zostaniesz tutaj.
- Dla twojej wiadomości, śmierdzisz whisky - Hitomi skrzywił się lekko. - A teraz mnie puść.
- Nie - Kamijo przysunął się do niego na niebezpiecznie bliską odległość. - Najpierw dasz mi buzi. A potem siebie.
- No i właśnie o tym mówiłem - Hitomi próbował wyrwać rękę, ale poczuł tylko niemiłe uczucie, gdy coś strzyknęło mu w nadgarstku. - Kamijo, puść mnie.
- Nie - powtórzył Kamijo, obejmując go ramieniem. - Dzisiaj jesteś tylko mój.
- Kamijo - warknął Hitomi, zanim ten go pocałował. Hitomi odepchnął go, wstał i chciał uciec, ale został powalony na podłogę.
- Nie uciekniesz - stwierdził Kamijo, stojąc nad nim z krzesłem. - Zostaniesz ze mną. I ze mną pójdziesz.
Kamijo złapał nadal przyćmionego od oberwania krzesłem Hitomiego za koszulę i pociągnął w stronę łazienki. Hitomi wyrwał się, Kamijo próbował go znowu chwycić, ale...
W sumie dla Hitomiego wszystko, co się stało później, wydawało się przebiegać w zwolnionym tempie. Widział, jak Kamijo ląduje na podłodze, słyszał, jak stół, z którego skoczył na niego Soan, się przewraca i z lekkim strachem obserwował te trzy piękne sierpowe wymierzone przez perkusistę wokaliście.
- Soan! - Sizna złapał go za prawą rękę. - Przestań!
- So-san, zabijesz go, dość - Ivy chwycił go za lewe ramię i wspólnie odciągnęli rzucającego się jeszcze Soana od Kamijo.
- Hitomi-kun, nic ci nie jest? - zapytał zmartwiony Vivi, kładąc Hitomiemu dłoń na ramieniu.
- Trochę mi niedobrze i nadal bolą mnie plecy od oberwania krzesłem - odparł Hitomi.
- Zamorduję go, ożywię, zabiję, znowu ożywię, a potem wykastruję i rzucę psom na pożarcie - Soan nadal próbował się wyrwać Siznie i Ivy'emu, ale na całe szczęście zupełnie otrzeźwieni muzycy nie dali mu swobody ruchu. Tymczasem Kamijo siedział zdezorientowany na podłodze, a z jego wielkiego nosa ciurkiem płynęła krew, plamiąc mu koszulę.
- Co tu się dzieje? - usłyszeli cichy głos za plecami. Cała piątka odwróciła się i zobaczyła lekko zamroczonego alkoholem Hizakiego. Gitarzysta spojrzał najpierw na zakrwawionego Kamijo, potem na pobladłego Hitomiego, potem na obtarte kostki Soana i westchnął. - Znowu? Oj, Yuuji.
Hizaki podszedł do Kamijo, podniósł go i, idąc z nim w stronę łazienki, opowiadał mu słodkim głosikiem, jak to go w domu doprowadzi do porządku, a gdy już to zrobi, to wymierzy mu odpowiednią karę.
- Czy kara Kamijo będzie polegała na tym, na czym myślę, że będzie? - zapytał Ivy, puszczając Soana. Jak widać stwierdził, że perkusista jednak nie rzuci się w dziką pogoń za wokalistą, by mu przywalić jeszcze raz.
- Wolę sobie tego nie wyobrażać - stwierdził Sizna z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Hitomi, nic ci nie jest? - Soan podszedł do Hitomiego i spojrzał mu prosto w oczy. - Nic ci nie zrobił? Nie skrzywdził cię? Nic nie złamał, nie uszkodził, nie masz zadrapań ani nic?
- Pocałował mnie. Chyba będę myć zęby przez miesiąc - Hitomi otarł usta rękawem. - Serio, lubię go, ale wolę, żeby nigdy więcej nie doprowadzał cię do takiej furii, bo wyglądasz wtedy strasznie.
- Przestraszyłeś się?
- No miał święte prawo - stwierdził Vivi.
- E tam, to było zarąbiste! - zawołał Ivy, któremu chyba w końcu opadły emocje. - So-san przerwał swój dialog z Koukim, odwrócił się, zrobił taki super slalom między krzesłami, odbił się od stolika i skoczył na Kamijo! Potem zacząłem się trochę bać, jak ta krew tak prysnęła, ale analizując to z perspektywy czasu...
- Minęło kilka minut, Ivy - zauważył Sizna.
- ...to było genialne - zakończył basista, szczerząc się promiennie. - Przynajmniej wiemy, że Hi-san jest bezpieczny. Co też alkohol potrafi zrobić z człowiekiem? Przerażające. Jak ja kiedyś będę się tak zachowywał, to macie pełne przyzwolenie na przyłożenie mi łopatą. Albo statywem.
- Zapamiętamy - Hitomi uśmiechnął się lekko. - Tomofumi?
- Tak?
- Dziękuję - Hitomi przytulił go do siebie. - A teraz chodź już, musisz zmyć ze mnie ten zapach whisky.
- Dobry pomysł - przytaknął Soan. - To ja zadzwonię po taksówkę.
Kiedy obaj wyszli, Kouki podszedł do Sizny z lekkim zdziwieniem na twarzy.
- Soan serio mu przywalił? - zapytał.
- Więc wieść się już rozniosła? - upewnił się Sizna. - Swoją drogą, nie widziałeś może Haine?
- Kogo? - Kouki wydał się lekko zdezorientowany.
- Sono. Wokalista Matenrou Opery - wyjaśnił Sizna.
- A, Sono! Ostatnio chyba wydawało mu się, że mop to statyw do mikrofonu, a stół jest sceną - odparł Kouki.
Sizna westchnął przeciągle i poszedł szukać swojego koi. Że też musiał się związać z miłośnikiem procentów. Ale przynajmniej mają one zgubny wpływ tylko na niego, nie stwarzają zagrożenia dla ludzi wokół. I raczej za taniec z mopem na stole nie obrywa się z pięści.
The end