Pairing: Isshi&Shou
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: komedia, romans
Ostrzeżenia: łagodne sceny erotyczne
Notka autorska: Napisałam tego fika dość dawno, ale przez pewne okoliczności nie mogłam go dodać. Ogólnie przygotujcie się na to, że powstawiam trochę dziwnych fanfików z Shou.
Oczywiście cykl "Dawno temu w trawie", chyba taki tag powinnam zrobić. XD W sumie to od dawna chodził za mną ten pairing. I ma mocne podstawy, wow.
Z dedykacją dla Kann. ~~
Shou założył okulary przeciwsłoneczne i wyszedł ze studia. Nagrywanie mini albumu szło im coraz lepiej. Muszą wyrobić się do lipca.
Usłyszał za sobą kroki. Ciche, bo stawiane z gracją. Odwrócił się. Zobaczył Isshiego, który w tym momencie uśmiechnął się do niego lekko.
- Dzień dobry, Isshi-sama - Shou przywitał się grzecznie. Isshi westchnął krótko.
- Mógłbyś sobie odpuścić to "sama" - stwierdził, podchodząc do Shou. - Idziemy, Króliczku, idziemy, nie wpatrujemy się we mnie jak w obrazek.
- Tak, tak - Shou zaczął znowu iść w stronę wyjścia.
- Jak tam idzie wam nagrywanie mini albumu, Shou-kun? - zapytał Isshi, szukając po kieszeniach kluczyków.
- Dobrze - odparł Shou.
- Konwersacje z tobą są doprawdy ciekawe czasem - Isshi uśmiechnął się lekko. - I zdejmij te okulary, niebo jest zachmurzone i zupełnie nie widać słońca. Takie ładne oczy nie potrzebują ukrywania ich.
Shou zatrzymał się nagle. Spojrzał na Isshiego z lekkim zdziwieniem, a może nawet trochę większym.
- ...ładne?
- Tak, masz śliczne oczy, Shou-kun - odparł Isshi, kładąc dłonie na biodrach. - A coś ty myślał, Króliczku? Chyba nie uważasz, że jesteś brzydki, co? Czy ty się rumienisz, czy mi się zdaje?
- Złudzenie optyczne - mruknął Shou. - To ja już pójdę. Do widzenia, Isshi-sama.
- Do zobaczenia - Isshi spojrzał za oddalającym się młodszym wokalistą. - Chyba będę musiał mu parę rzeczy wyjaśnić.
Następnego dnia Shou był zmuszony wyjść z domu po zakupy, choć pogoda na dworze do tego nie zachęcała. Lało jak z cebra i na dokładkę wiało tak mocno, że drzewa prawie się kładły. Jednakże lodówka stwierdziła, że to idealny dzień, by zacząć świecić pustkami. Shou miał więc do wyboru albo stanąć do walki z pogodą, albo przeżyć dzień na wątpliwej świeżości twarożku i misce ryżu.
- Uda mi się - stwierdził, biorąc ze sobą parasol. Zbiegł po schodach, mijając przemoczonego do suchej nitki Rukiego. Tak, to zdecydowanie był najpiękniejszy widok w jego życiu.
Gdy tak szedł w kierunku sklepu i usiłował utrzymać w dłoniach parasolkę, zastanawiał się, o co wczoraj chodziło Isshiemu.
- Przecież we mnie nie ma nic, co mogłoby się komukolwiek podobać, a moje oczy są za duże. I jestem brzydki bez makijażu. I mi się spodnie prują w udach. I włosy mi się kręcą. Pewnie teraz wyglądam jak pudelek. Tyle wilgoci w powietrzu...
Shou był zmuszony przerwać swój monolog, gdy wiatr stwierdził, że złamanie mu parasola będzie świetnym pomysłem.
- No pięknie - mruknął Shou, gdy strugi zimnego deszczu spłynęły mu po ramionach. - Teraz na dokładkę wyglądam jak zmokła kura. Ubaw życia.
Odechciało mu się iść do sklepu. Żołądek jednak dawał mu co jakiś czas znaki, że jednak ta miseczka ryżu na cały dzień nie wystarczy. Także wpadł do najbliższego sklepiku, wziął koszyk i stanął przed półką z wyrobami z soi.
- Shou-kun? - usłyszał znajomy głos. Odwrócił się. Obok niego stał nieźle zmartwiony Isshi.
- Dzień dobry, Isshi-sama - powiedział Shou, pakując do koszyka dwa litry mleka sojowego.
- Dlaczego wyglądasz, jakby ktoś wylał na ciebie wiadro wody? - zapytał Isshi.
- Parasolka mi się połamała - odparł Shou, umieszczając obok mleka jakieś wafle.
- Przeziębisz się, jeśli się zaraz nie ogrzejesz. A w naszym przypadku to nie jest dobre - stwierdził Isshi.
- Przeżyję to jakoś - Shou uśmiechnął się lekko.
- Kup, co musisz i poczekaj przy drzwiach. Nie zostawię cię samego bez parasola, twój dom jest za daleko - oznajmił Isshi, wrzucając do koszyka jakiegoś gotowe danie. - Mieszkam bliżej, więc nawet nie protestuj, bo zabieram cię na gorącą herbatę. Zrozumiano?
- Tak, Isshi-sama - Shou uśmiechnął się lekko.
- Cieszę się - Isshi odwzajemnił uśmiech i zniknął za regałem z zupkami chińskimi.
Shou oparł się o stolik na koszyki i czekał na Isshiego. Ten pojawił się chwilę później, trzymając w lewej ręce torbę z zakupami, a w prawej parasol.
- Idziemy - oznajmił Isshi, rozkładając parasolkę. Wiatr trochę się uspokoił, więc nie było aż takiego ryzyka, że znowu zostaną same druty z ich bariery ochronnej przed deszczem.
Droga do mieszkania Isshiego minęła im w ciszy. Kiedy winda zatrzymała się na piątym piętrze, wokalista Kagrry, spojrzał na Shou ze zmartwieniem.
- Mam nadzieję, że się nie rozchorujesz - stwierdził Isshi, podchodząc do drzwi i wyciągając klucze. - Nagrywacie mini album, musisz być w formie.
- Dlaczego cię to dziwi?
- Bo ty raczej nie sprawiasz wrażenia, że jesteś altruistą, Isshi-sama - odpowiedział Shou.
- Naprawdę? - zdziwił się Isshi, po czym zaśmiał się krótko. - W sumie Akiya też mi to kiedyś powiedział. I Nao. I Shin. I Izumi... Jestem egoistą, Shou-kun?
- Aż tak ciężkiego słowa bym nie użył... - zaprzeczył Shou.
Isshi westchnął przeciągle i pokręcił głową.
- Poczekaj tu, znajdę ci jakieś suche ubrania, a później pójdziesz wziąć gorący prysznic. Nie patrz tak na mnie, musisz się jakoś rozgrzać.
- Tak, wiem - Shou usiadł przy stoliku i dopiero teraz zauważył kilka par wpatrzonych w niego oczu. Trzy koty i cztery psy świdrowały go wzrokiem. - Ale was tu dużo...
- Coś mówiłeś? - Isshi pojawił się z suchą odzieżą. - Chyba moje zwierzaki się zainteresowały twoją osobą. Gdybyś nie ociekał wodą, to pewnie Otaki wpakowałby się już na twoje kolana.
Isshi zaśmiał się krótko i podał Shou ubrania.
- Idź już do łazienki, ja włożę jedzenie do lodówki. Masz coś, co trzeba tam umieścić? - upewnił się Isshi.
- Chyba jakiś jogurt - odparł Shou, ignorując psy Isshiego, które przymilały się do jego nóg.
- W przeciwieństwie do kotów, one kochają wodę - Isshi uśmiechnął się, biorąc rudego kota na ręce. - No nie, Otaki?
Kot miauknął i machnął ogonem. Shou zaśmiał się i zniknął w łazience na kilkanaście minut.