Pairing: przyszłe Aoi&Ryohei
Dozwolone od: 17+
Gatunek tekstu: okruchy życia
Ostrzeżenia: śmierć, oparte na faktach
Notka autorska: Historia tego opowiadania jest sama w sobie bardzo smutna. To może nawet nie być yaoi, jeśli ktoś się uprze. Wszystkie fakty zawarte tutaj są prawdziwe. Nic nie przekręciłam. A przynajmniej mam taką nadzieję...
Dla zwiększenia efektu proponuję włączyć "Morphine ni Kuchizuke wo" Aoiego i Ryoheia.
Nie życzę wam miłego czytania, bo ten fanfik nie jest miły.
Pustka. Otaczała mnie zewsząd i nie chciała odejść. Komórka spoczywała w moich dłoniach, odkąd się rozłączyłem. Patrzyłem na przeciwległą ścianę, jakby usiłując zobaczyć na niej podpowiedź, co dalej robić.
Bezsilność jest wtedy, gdy człowiekowi pozostają tylko łzy.
Rozejrzałem się. Siedziałem na podłodze, opierając się o komodę, czego nawet nie zauważyłem. Czyżby w momencie, gdy się o tym dowiedziałem, ugięły się pode mną nogi? Bardzo możliwe.
Wstałem i podszedłem do biurka. Napisałem posta na bloga, by fani wiedzieli, że przez kilka dni pozostanę nieobecny.
Nawet nie wiem, kiedy zsunąłem się z krzesła z powrotem na podłogę. Przed oczami pojawiały mi się obrazy z dzieciństwa, powróciły wszystkie dobre i złe wspomnienia.
I nagle znalazłem się w ogrodzie naszego domu. Oboje siedzieli na huśtawce i patrzyli na mnie czułym wzrokiem. Zacząłem biec, by ich przytulić, ale gdy tylko wyciągnąłem ręce do nich, sukienka mamy przestała falować na wietrze, a tata zniknął chwilę po niej.
Ocknąłem się z tego transu w momencie, gdy zadzwonił telefon. Położyłem się na podłodze, by go dosięgnąć, bo nogi zupełnie odmówiły mi posłuszeństwa. O dziwo, udało mi się, jednak dźwięk już się urwał. Spojrzałem na wyświetlacz. Trzy nieodebrane połączenia od Ryoheia. Nie obchodziło mnie to. Mnie już nic nie obchodziło w tamtym momencie.
Za czwartym razem jednak odebrałem.
- Cześć, Aoi, jak się czujesz? - zapytał ze zmartwieniem. - Inzargi sprawdzał wpisy na blogach i stwierdził, że chyba powinienem do ciebie zadzwonić. Gdy spytałem, dlaczego, tylko wskazał palcem na ekran. Och, Aoi, nawet nie wiesz, jak mi jest przykro z powodu tego, co się stało. Jesteś tam?
- Tak, jestem - powiedziałem tak słabym głosem, jakbym włóczył się pół roku po pustyni.
Ryohei zamilkł na chwilę.
- Czyli źle - odpowiedział na własne pytanie. - Brzmisz tak samo, jak wtedy, gdy zmarła twoja mama. Przyjechać do ciebie?
- Poradzę sobie - odparłem cicho drżącym głosem.
- Właśnie słyszę. Będę za pół godziny - oznajmił Ryohei, rozłączając się.
I znów samotność. Nie wiem, może ja coś zrobiłem w poprzednim życiu, że teraz odbierają mi wszystkich, których kocham?
Chyba straciłem poczucie czasu, bo po chwili usłyszałem kroki. Zamknąłem oczy? Dziwne, nawet tego nie zauważyłem.
- Nie zakluczyłeś drzwi - poczułem dłonie Ryoheia na swoich ramionach. Uchyliłem powieki. Wyglądał na zmartwionego. - Nie płacz.
Otarł mi łzy z policzków. Dopiero teraz zauważyłem, że całe są już od nich mokre.
- Och, Aoi, jak mi ciebie szkoda - stwierdził Ryohei, kręcąc głową, po czym przytulił mnie do siebie. Objąłem go ramionami i przylgnąłem do niego. Dopiero wtedy zupełnie puściły mi emocje. Zacząłem szlochać, a łzy spływały mi strużkami po policzkach, ginąc w czarnym materiale bluzy Ryoheia.
Tamten ogród zniknął razem z huśtawką. To wszystko już nigdy nie powróci. Życie mija bardzo szybko, często nawet za szybko. Przesypuje się przez palce jak piasek w klepsydrze i kończy się w najmniej oczekiwanym momencie.
The end